Mimo że mogłoby się wydawać, że Chodząca katastrofa to druga część Pięknej katastrofy, to tak nie jest. Ostatnimi czasy pojawia się coraz więcej powieści przedstawiających tę samą historię, tyle że z punktu widzenia innego bohatera. Podobnie jest i w tym przypadku, gdzie w pierwszym tomie do głosu dopuszczona była Abby, a tym razem przedstawiony został punkt widzenia Travisa. Przyznam szczerze, że nie przepadam za takim podejściem do książek, ale o dziwo Chodząca katastrofa naprawdę przypadła mi do gustu.
Głównym problemem, który pojawia się w takich przypadkach, jest totalny brak nieprzewidywalności i zaskoczenia. Ponownie poznajemy doskonale nam już znaną historię, ale z inną narracją. Jednak kiedy na chwilę zapomnimy o tym, że wiemy, co się za chwilę wydarzy, naprawdę możemy czerpać przyjemność z lektury. Chodząca katastrofa to nie tylko ta sama opowieść, to po części jej uzupełnienie. Mamy okazję dowiedzieć się, co działo się w momentach, gdy Travis był bez Abby, a więc autorka zafundowała nam jakby wycięte fragmenty Pięknej katastrofy. Owszem, mogła stworzyć jedną powieść z podziałem narracji, ale efekt nie byłby taki sam.
Osoby, które w przypadku opowieści Abby nie polubiły Travisa, powinny spróbować zapoznać się z jego punktem widzenia. Nie obiecuję, że całkowicie zmieni się Wasze nastawienie do tej postaci, ale na pewno spojrzycie na niego bardziej przychylnym okiem. Całą opowieść poznajemy na nowo z jego punktu widzenia, a to pozwala nam zrozumieć jego zachowanie. Możemy wniknąć do jego umysłu i zobaczyć, co tak naprawdę kieruje brutalnym i szorstkim Travisem Maddoxem. Okazuje się, że ma on swoje drugie, ukryte oblicze, które ujawnia się tylko w obecności Abby. To prosty przykład na to, że gdy człowiek się zakocha, jego priorytety ulegają całkowitej zmianie. Tak kochani, Travis Maddox naprawdę potrafi kochać! I to w jakim stylu!
Miałam tylko jedną zagwozdkę w przypadku tej powieści. Nie do końca pasowały mi dialogi… Odnosiłam wrażenie, że nie brzmią tak samo, jak w przypadku Pięknej katastrofy. Zastanawiałam się, czy to był zabieg autorki czy może zmiana tłumacza? Drugie wyjaśnienie okazało się prawdą i właściwie nie jestem pewna, czy był to dobry zabieg. Owszem, nadal widać dojrzałość i lekkie pióro autorki, umiejętność pisania w sposób logiczny i chronologiczny, a książka jest przyjemna w odbiorze. Jednak było to trochę dezorientujące… być może wydawnictwo było zmuszone do zmiany tłumacza, ale nie do końca mi to odpowiadało.
Okazuje się, że dzięki narracji z punktu widzenia Travisa poznajemy lepiej jego rodzinę i przeszłość. Oczywiście nie w stopniu zaawansowanym, ale pojawia się kilka nowych informacji. Otrzymujemy też zupełnie inny epilog niż ten, który pojawił się w przypadku opowieści Abby. Było to zdecydowanie pozytywnym zaskoczeniem, ponieważ dało nam jasny obraz przyszłości i jeżeli podczas czytania pierwszej części gnębiły Was pytania o to, co wydarzy się dalej i czy Abby oraz Travis przetrwają i poradzą sobie z przeciwnościami losu, tak tutaj otrzymujecie na to odpowiedź. Czy satysfakcjonującą? To już kwestia perspektywy. Ja osobiście byłam zadowolona z takiego obrotu spraw.
Ciężko jest napisać chociaż kilka sensownych słów odnośnie książki, która została napisana z punktu widzenia innego bohatera. Ciężko ponownie oceniać te same składowe powieści, ale mam nadzieję, że udało mi się wypunktować te najważniejsze elementy, które sprawiają, że warto zapoznać się z narracją Travisa. Na początku wspomniałam, że takie zabiegi mnie nie przekonują, ale Chodząca katastrofa jest chyba pierwszą tego typu powieścią, która mnie przekonała. Podobało mi się i cieszę się, że miałam okazję lepiej poznać umysł Travisa. Wystawiam 5/6.
Sheti by bookeaterreality dla BG